Strzelanie 04

19-08-2019

W poprzednim materiale starałem się w jak najprostszy sposób opisać zjawisko odrzutu, które ma charakter obiektywny i praktycznie niemożliwy do pokonania. Jeśli coś o sporej masie, napędzane energią wybuchu, ma wylecieć z jednostronnie zatkanej rury do przodu, to rzeczona rura musi polecieć do tyłu z energią proporcjonalną do swojej masy. Tak jest i tak być musi. Z punktu widzenia strzelca istotny jest podrzut broni i jej destabilizacja w celu. Z tym zjawiskiem zmagają się zarówno konstruktorzy, jak i użytkownicy. Podrzut jest wtórny w stosunku do odrzutu i wynika bezpośrednio z punktu podparcia całego układu. Jeśli bierzemy pod uwagę skutek, w równym stopniu dotyczy to broni krótkiej i długiej, pomimo różnicy mas i ergonomii.

 

W sporym uproszczeniu możemy przyjąć, że są trzy generalne sposoby rozwiązywania problemu odrzutu i podrzutu w broni strzeleckiej.

 

Pierwszy – nie robi się nic i zakłada, że odrzut jest w sposób naturalny przypisany do decyzji strzelca związanej z wyborem broni. W dużej części zaspokaja jego ambicje i potrafi być źródłem wielkiej (proporcjonalnej do kopnięcia) satysfakcji. Ekstremalnym przykładem są sztucery myśliwskie na potężną amunicję, której stosowanie tylko w bardzo rzadkich przypadkach znajduje swoje uzasadnienie. Bliższym nam i znacznie bardziej racjonalnym przykładem są rewolwery. Potrafią być bardzo lekkie, niewielkie (z symboliczną ergonomią) i ładowane najsilniejszymi nabojami. Rewolwery są dobre, mają mnóstwo zalet i przynajmniej część z nas, biorąc je do ręki, wie co robi...  

Drugi sposób – ergonomia (relacja człowiek-broń) i zabiegi konstrukcyjne wpływające na rozkład mas i sił działających na strzelca. Pozostając przez moment przy rewolwerach, warto przypomnieć projekt Mateba powielony później i realnie wprowadzony do oferty jako Chiappa Rhino. Koncepcja radykalna, designersko znakomita, skomplikowana mechanicznie i... ciesząca się bardzo umiarkowanym powodzeniem. Przeniesienie lufy na dolną komorę bębna powoduje, że siła odrzutu jest przekazywana bardziej na śródręcze w osi przedramienia i nie powstaje duży moment podrywający charakterystyczny dla wszystkich tradycyjnych chwytów rewolwerowych. Podobną drogą poszedł w pistoletach Hudson przenosząc punkt podparcia (oś żerdzi i sprężyny) jak najniżej. Innym sposobem są próby dociążania lufy dokładanymi elementami charakterystyczne dla broni bardzo sportowej. Oczywiście, dzieje się to kosztem znacznego zwiększenia masy całej broni, którą musimy utrzymać w ręku i w celu.

Absolutną rewolucją w designie karabinów jest AR Eugene Stonera z umieszczeniem punktu podparcia dokładnie w osi lufy i dostosowaniu do tego całej automatyki broni. Od tego się zaczęło i działa do dziś powielane w dziesiątkach innych, często zatracających istotę pomysłu, rozwiązaniach. Warunkiem koniecznym, o którym często zapominamy, jest prawidłowe, niskie oparcie kolby na ramieniu. Stąd też biorą się wysokie przyrządy celownicze do AR. Stoner zaczynał od silniejszego naboju, w związku z czym problem był większy niż odrzut .223 Remington i dopóki nie strzelimy z aera w poważniejszym kalibrze, możemy nie do końca wiedzieć o co chodziło. Jeśli myślimy o osiowości układu, musimy pamiętać, że jedynym systemem gazodynamicznym spełniającym ten warunek w AR jest tradycyjne dmuchnięcie DI. Gazy pobierane przez blok na lufie są kierowane rurką do klucza gazowego, a następnie do komory gazowej w środku suwadła. Siła skierowana na cały zespół suwadła pcha je idealnie w osi lufy, komory zamkowej i rury kolby. System z długim skokiem tłoka jest nieporównywalnie lepszy od krótkiego skoku, ale też nie zapewnia osiowości ruchu. Krótki skok jest natomiast dobry w broni służbowej, którą można szybko wymienić, albo... strzelać z niej dalej, ponieważ i tak nie ma to żadnego znaczenia... Systemy tłokowe mają też kilka zalet.

Trzeci, najciekawszy sposób pokonywania problemu odrzutu i podrzutu – to żmudna praca nad kinetyką zespołów ruchomych broni. Wiele firm to robi, jednak tylko John Paul w swojej firmie JP zajął się sprawą kompleksowo. Od kompensatorów na lufie, przez regulowane bloki gazowe, do różnych suwadeł, zamków i systemów oporopowrotnych w kolbie. Stwierdzenie, że John Paul jest najlepszym stroicielem aerów nie jest prawdziwe. JP dostarcza nam tylko doskonałe i bardzo różne elementy, a sami musimy je mądrze poukładać. Chyba, że bierzemy ze sklepu gotowca JP, co znacznie upraszcza sprawę i prawie gwarantuje oczekiwany efekt. Prawie, ponieważ strojenie naszego aera musimy zacząć od amunicji, a przynajmniej dokonania wyboru dobrej, stabilnej i powtarzalnej. Większość standardowych aerów jest przegazowana, tzn. zbyt wiele energii idzie w boczny otwór lufy. Jest to uzasadnione założoną dużą tolerancją na różne naboje. Ale, energia jest nam potrzebna do napędu pocisku, a do skutecznego zadziałania automatyki broni powinniśmy jej zabrać z lufy dokładnie tyle, ile potrzeba. Jeśli mamy ciężkie suwadło JP, o dużej bezwładności, będzie ono poruszało się wolniej i do wykonania pracy musi dostać więcej gazów z regulowanego bloku. W zamian otrzymujemy większą niezawodność i odporność na zanieczyszczenia. Lekkie, szybkie suwadło JP wymaga mniej energii, pozwala skręcić regulator, ale czasami może działać na granicy przeładowania. Wymaga też dbania o czystość i smarowanie powierzchni trących w komorze zamkowej i rurze kolby. Zespół oporopowrotny możemy też zmieniać regulując masę i w efekcie bezwładność całego układu ruchomego. Jednak im większa masa przemieszcza się w karabinie, tym trudniejszy jest powrót broni na cel po strzale wynikający z destabilizacji. Ciężki układ jest gwałtownie wprawiany w ruch, gwałtownie hamowany w kolbie, równie szybko pchany do przodu i znowu hamowany na ryglach zamka. Lekki powinien robić to samo, tylko szybciej i łagodniej dla strzelca.

Optymalizacja karabinów AR z wykorzystaniem zespołów JP to temat na oddzielny materiał. Nie jest to problem skomplikowany teoretycznie, jednak w praktyce, przy dużej ilości zmiennych, wymaga cierpliwości od użytkownika. Nie można wprost zastosować jednego schematu licząc na najlepszy efekt. Krótko mówiąc – np. zmieniamy położenie śruby regulatora gazowego, strzelamy i widzimy, czy możemy kręcić dalej... I warto to robić, efekt może zaskakujący. Odkryjemy wtedy cały potencjał ukryty w znakomitej konstrukcji Eugene Stonera i doprowadzonej do perfekcji przez Johna Paula.

MJM