Stag 15 Retro jest współczesną, cywilną repliką wojskowego karabinu M16 A4 przyjętego w pierwszej wersji M16 przez armię amerykańską w 1964 roku i obecnego po kilku gruntownych modyfikacjach do dzisiaj. Świadomie używam pojęcia „replika” najczęściej przypisywanego do broni czarnoprochowej. Pomimo wykonania zgodnie ze standardami mil-spec, które wbrew pozorom są dość elastyczne, Stag Retro dalece odbiega od wersji pierwotnej. Jest po prostu karabinem z lat dwudziestych XXI wieku. Inne są stopy aluminium, inna stal i inne tworzywa sztuczne, a przede wszystkim zupełnie inna jest technologia produkcji. A szczególnie Stag Arms przyzwyczaił nas do wyjątkowo starannie i precyzyjnie wykonanej broni.
Dla strzelca nie ma to żadnego znaczenia z funkcjonalnego i użytkowego punktu widzenia. Karabin pracuje dokładnie tak, jak powinien AR 15 z klasycznym systemem gazowym Direct Impingement zaprojektowanym przez Eugene Stonera. I moim zdaniem, pomijając niewątpliwy urok wartości historycznej, w tym tkwi największa zaleta Staga Retro. Otrzymujemy karabin sauté w czystej, klasycznej formie. Mamy możliwość zrozumienia istoty działania nieregulowanego strumienia gazów cofających suwadło i odryglowujących zamek, możemy usłyszeć sprężynę i bufor zespołu oporopowrotnego, poczuć przedmuch z komory gazowej i lekki odrzut na ramieniu przekazany przez twardą, paskudną stopkę stałej kolby.
Sukces platformy AR polega na praktycznie nieograniczonych możliwościach modyfikacji. Mamy dostęp do wielu zespołów i drobiazgów, które zmieniają dynamikę pracy karabinu. Czasami jest to korzystne, czasami komplikuje system. Jednak zawsze wymaga świadomości i celowości podejmowanych zmian. Dobry AR, a Stag Retro jest dobry, został zaprojektowany jako spójna całość. Powstaje z właściwych materiałów poddanych odpowiedniej obróbce i jest przetestowany w każdym zakresie. Masy elementów, materiały i powłoki współpracują ze sobą w sposób optymalny, uśredniony dla najczęściej używanej amunicji.
Długa (20”) i gruba lufa HBAR dobrze znosi obciążenia termiczne, a gwint 1:7 predestynuje ją do cięższych pocisków. Oczywiście Stag Retro, jak każdy standardowy AR jest lekko przegazowany. Dynamika zespołów kinetycznych realizująca proces przeładowania jest trochę bardziej dosadna. Wynika to z różnorodności nabojów, które automatyka musi zaakceptować i w efekcie z zakładanej niezawodności karabinu. Rozwiązaniem są regulowane bloki gazowe, ale nie można zapominać, że blok gazowy jest tylko jednym z elementów zapewniających harmonijną pracę w ściśle określonych warunkach. Po za nim jest jeszcze kilka lub nawet kilkanaście zmiennych, które dopiero w sumie z określonym nabojem dają (lub nie dają) oczekiwany skutek.
Stag Retro ma kamorę nabojową 5,56 NATO. Można dyskutować, czy inne wiercenie, np. .223 Wylde nie byłoby bardziej rozsądne w broni cywilnej. Być może. Jednak problem jest o wiele bardziej złożony. Nabój .223 Remington został pierwotnie zaprojektowany do karabinu AR 15. Ale po przyjęciu przez armię M16 i po sporym zamieszaniu związanym z pociskami wojsko zdefiniowało standard 5,56x45 mm NATO. Wbrew pozorom naboje .223 i 5,56 NATO różnią się dość znacznie w specyfikacji i dodatkowo, w masowej produkcji w wielu miejscach na świecie mają bardzo różne tolerancje. Temat jest obszerny i w skrócie można przyjąć, że komora 5,56 NATO jest znacznie bardziej bezpieczna dla dowolnej amunicji z zastrzeżeniem, że możemy spodziewać się gorszej celności na dalszych dystansach z lekkim pociskiem, tym bardziej w gwincie 1:7.
Ale nie bądźmy drobiazgowi. Zaprzyjaźniona redakcja zrobiła bardzo dobry film ze strzelań na 100 i 300 m. Po wyjęciu z pudła, wytarciu nadmiaru smarów, bez optyki, tylko z tym, co Stag Arms dał na karabinie i ze standardowej amunicji 55 gr. Doceniając rolę strzelca, wynik należy uznać za zaskakujący. Wielokrotnie pisałem, że lubię amerykańską broń ze względu na jej wybitnie użytkowy charakter. Zadaniem AR 15 jest strzelać, a Stag Retro robi to świetnie i z wdziękiem.
W typowym, wojskowym karabinie używanym do strzelania sportowego można znaleźć sporo problemów. Przede wszystkim typowy mechanizm spustowy mil-spec nie gwarantuje najlepszej pracy. Bufor ze sprężyną jest głośny, a typowe urządzenie wylotowe A2 robi tylko to, do czego jest przeznaczone – czyli niewiele. Stag Retro może stać się doskonałym punktem wyjścia do różnych zmian i modyfikacji, jeśli takie uznamy za celowe. Może być podstawą do zbudowania praktycznie zupełnie innego aera, dostosowanego do tego, czego od niego oczekujemy.
Jest jeden problem, którego nie potrafię w sposób wiarygodny rozstrzygnąć. W ofercie najczęściej określa się Staga 15 Retro jako kopię wojskowego M16 A3. Jednak wszystkie źródła podają, że wersja A3 była wprowadzona w niewielkiej ilości, praktycznie równolegle z A2, na specjalne zamówienie SEAL z marynarki Stanów Zjednoczonych. Nie różniła się niczym oprócz mechanizmu spustowego. Powrócono w nim do zasady działania M16 A1, czyli Safe-Semi-Auto. Ogień serią trzystrzałową w M16 A2 przyjęto, jako odpowiedź na kiepskie wyszkolenie żołnierzy piechoty, którzy potrafili wystrzelić cały magazynek po jednym naciśnięciu spustu bez specjalnego powodu. Uznano, że taniej i pewniej jest konstrukcyjnie ograniczyć serię do trzech pocisków, niż szkolić rekrutów z wątpliwym efektem. Problem nie dotyczył znakomicie wyszkolonych operatorów sił specjalnych.
Ogranicznik do trzech pocisków miał jeszcze jedną wadę: po przerwaniu ognia, po 1 czy 2 strzałach nie resetował się do punktu wyjścia i ponowne naciśnięcie języka spustowego tylko kończyło sekwencję. Powodowało to nieoczekiwane kłopoty, a w konsekwencji w warunkach walki mogło stać się problemem krytycznym.
Dodatkowe zamieszanie w zdefiniowaniu wersji A2, A3, A4, M4, A4 MWS, itd. wywołuje jeszcze przenikanie się partii wprowadzanych do armii, aktualność i obecność wszystkich oznaczeń w obiegu. Do tej pory zasoby np. M16 A2 normalnie funkcjonują w USA w służbach czy w Gwardii Narodowej. Czasami również tworzono dowolne kompilacje, co stanowi istotę platformy AR.
Michał Maryniak